Licencja DJ - z czym to się je?

    Licencja DJ - z czym to się je?

    Didżej w Polsce może puszczać na imprezie utwory jedynie z oryginalnych nośników, takich jak płyty winylowe czy CD.

    Czy musi brać ze sobą na każdą imprezę torbę pełną płyt, czy też może zgrać sobie te utwory na laptopa albo pamięć USB?  Taka możliwość istnieje, ale kosztuje 2 tys. zł rocznie. Za jej brak grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.

    Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że ten artykuł nie jest związany jakkolwiek z branżą stacji radiowych, jednak z uwagi na to, że sporo DJów, którzy grają w radiach, gra również w klubach, postanowiłem go tu zamieścić.

    Związek Producentów Audio Video wprowadził w 2009 roku licencje dla didżejów. Pozwala ona po uiszczeniu rocznej opłaty skopiować muzykę z oryginalnych płyt na dysk komputera albo pamięć przenośną w celu późniejszego publicznego odtworzenia. - Inspiratorem i w zasadzie jedynym odbiorcą licencji jest środowisko didżejskie - przyznaje Bogusław Pluta, dyrektor ZPAV.

    Czy wolno grać z plików MP3?

    Zgodnie z prawem wolno odtwarzać muzykę z wprowadzonego do obrotu egzemplarza, czyli z kupionego przez siebie legalnego CD czy MP3 kupionego w legalnym serwisie. Kiedy takie nagranie się skopiuje - czy to na CD, czy w formie pliku cyfrowego - to już nie jest egzemplarz wprowadzany do obrotu, tylko, z prawnego punktu widzenia, kopia prywatna. Można jej słuchać w samochodzie, dać krewnym czy znajomym, ale nielegalne jest publiczne odtwarzanie takiej kopii - tłumaczy Pluta. - Oczywiście za odtworzenie publiczne kupionej w sklepie płyty trzeba zapłacić. Opłatę tę, zazwyczaj w formie miesięcznej stawki, ponosi klub. Didżej ponosi opłaty, jeśli decyduje się kopiować nagrania.

    O cho chodzi z licencją DJ?

    Wyrobienie licencji jest z formalnego punktu widzenia bardzo proste. Wystarczy dokonać rejestracji na stronie dj.zpav.pl, wpłacić 2 tys. zł (jeśli rejestrujemy się w styczniu, jeśli później - odpowiednio mniej za każdy miesiąc) na konto związku, wydrukować umowę w czterech egzemplarzach, podpisać i odesłać na wskazany adres. Następnie co kwartał trzeba raportować do ZPAV pełną listę zdigitalizowanych utworów, wraz z nazwiskami autorów kompozycji i nazwą posiadającej prawa wytwórni. Listy takiej didżej nie ma obowiązku tworzyć, jeśli gra z oryginalnych nośników. - Jeśli didżej kopiuje nagranie i płaci nam za nie poprzez licencję, wówczas my musimy wiedzieć, komu ile przekazać pieniędzy - wyjaśnia Pluta. - Za puszczanie muzyki z oryginalnych nośników płaci klub. My nie wymagamy od klubów przesyłania kompletnej listy utworów, bo to jest chyba nierealne. Stosujemy własne metody szacowania, ale w przyszłym roku planujemy monitoring tego tematu. Wylosujemy grupę reprezentatywną klubów, za ich zgodą zainstalujemy monitoring i będziemy lepiej wiedzieć, komu ile zapłacić - tłumaczy.
    Problem z gwiazdami z zagranicy.

    Problemy z plikami MP3

    W przypadku muzyki kopiowanej z płyt sprawa jest więc jasna. A co z nagraniami kupowanymi w sklepach MP3? - Wszystko zależy od licencji - tłumaczy Pluta. - Jeśli zezwala ona tylko na użytek prywatny, to nie jest to dozwolone nawet z licencją. Jeśli jest zgoda na publiczne odtwarzanie - wówczas licencja nie jest potrzebna.

    Tak właśnie brzmiący zapis zawarty jest w regulaminie sklepu Apple - iTunes: "Produkty iTunes są przeznaczone wyłącznie do użytku osobistego i nie mogą być wykorzystywane przez użytkownika w celach komercyjnych".

    Didżeje mogą za to dowolnie miksować utwory podczas imprezy, muszą jednak wyszczególnić, jakie kompozycje zostały w miksie wykorzystane. - Jeśli zaś didżej zrobi taki miks wcześniej i nagra go na dysk, to ma prawo używać go w ramach tej licencji, ale nie może dać go koledze ani tym bardziej sprzedawać - doprecyzowuje Pluta.

    Licencji dla didżejów nie może wykupić klub. - Zastanawialiśmy się, jaki model sprzedaży tego typu licencji przyjąć. Uznaliśmy, że sprzedajemy je didżejowi, a klub nie może legalizować komputera. Wzięło się to z naszych obserwacji: didżej przychodzi zazwyczaj ze swoim sprzętem i gra. Licencja pozwala jednak stowarzyszeniom didżejskim kupować jedną płytę na cały klub i potem każdy z członków może ją skopiować.

    A jeśli klub chciałby puszczać muzykę z plików w komputerze bądź skopiowanych płyt, a nie ma zamiaru zatrudniać didżejów? Sytuacja nie jest taka prosta. - My możemy udzielić licencji na użycie muzyki innej niż do tańca. To kosztuje 150 zł rocznie. Jest to jednak oferta raczej dla restauracji i sklepów, bo w przypadku klubów czy dyskotek trudno to wyraźnie rozgraniczyć. Jeśli wówczas sklep kopiuje muzykę i odtwarza ją z komputera, to płaci 150 zł rocznie. Jeżeli jest to sieć sklepów - to płaci 50 zł od punktu.

    Inny problem wynikający z zapisów prawa to zapraszanie didżejów z zagranicy. Czy klub powinien płacić każdorazowo 2 tys. złotych za didżeja z Zachodu, który chce puszczać utwory z komputera? - Zasadniczo tak - przyznaje Pluta, ale po chwili milczenia dodaje: - Jeśli didżej ma legalną kopię w myśl prawa swojego kraju, na przykład jeśli pochodzi z kraju, gdzie można legalnie skopiować płytę na użytek komercyjny, może grać. Może też grać, jeśli ma licencję, chyba że obowiązuje ona jedynie na terenie jego kraju.

    Od trzech do pięciu lat pozbawienia wolności

    Jak dotąd licencje didżejskie wykupiło w Polsce nieco ponad 350 osób. Według dyrektora Pluty to dobry wynik. Szacunki ZPAV wskazują, że w Polsce jako główne źródło utrzymania zawód didżeja traktuje około tysiąca osób. Nieregularnie gra kolejne trzy tysiące. - Można powiedzieć, że jest coraz lepiej i rynek zaczyna rozumieć problem. Szkoda tylko, że dopiero wtedy, gdy paru didżejów ma problem zarzutów karnych - mówił Pluta w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

    Kontrole w klubach, głównie dużych dyskotekach w Wielkopolsce, zaczął ZPAV w zeszłym roku. Za wykorzystywanie cyfrowych kopii posiadanych przez siebie płyt grozi od trzech do pięciu lat pozbawienia wolności. Kilka zatrzymań, które odbiły się głośnym echem w internecie, spowodowało, że część osób postanowiła wykupić licencję. Większości jednak po prostu na to nie stać

    W Warszawie nie znam praktycznie osób, które zdecydowałyby się skorzystać z tej możliwości - przyznaje anonimowo jeden ze stołecznych didżejów, grający w klubach od ponad pięciu lat. - Przy naszych zarobkach jest to po prostu nie do zrobienia. Osoby z licencjami spotyka się w mniejszych miejscowościach, w których działają wielkie dyskoteki. Tam jednak zarobki są dużo większe niż w warszawskich klubach.

    Ile zarabia didżej? Według danych opublikowanych przez branżowy "DJ Mag" w 2009 roku największe polskie gwiazdy mogą liczyć nawet na 5 tys. zł za noc. To jednak zaledwie kilka nazwisk, sam szczyt klubowego światka. - Kiedy dostaje się pieniądze z bramki i jest naprawdę duża impreza, to przy graniu we dwójkę można uzyskać po tysiąc złotych na osobę - przyznaje jeden ze stołecznych didżejów. - Gram w Warszawie kilka lat i mam tu wyrobione nazwisko, ale w najlepszym miesiącu, jaki do tej pory mi się przytrafił, zarobiłem około 3 tys. Graliśmy wówczas w każdy weekend i było to lato, kiedy bawi się więcej ludzi. Od tych pieniędzy trzeba odliczyć wydatki na utrzymanie i koszty zakupu sprzętu i nowych nagrań. W ciągu roku nie mogę sobie pozwolić na tak częste występy, więc koszty tej licencji są dla mnie za wysokie.

    Offowe kluby w Warszawie, a w takich głównie gram, płacą za wieczór 100-300 zł - mówi inny didżej. - Koszt takiej licencji jest w tej sytuacji niewyobrażalny.

    Mniejsze koszty w Kanadzie i na Wyspach

    Taniej za roczną licencję "cyfrowego didżeja" płaci się w Wielkiej Brytanii (235 funtów rocznie) czy w Kanadzie (331,55 dol. kanadyjskich), choć zarobki są tam o wiele większe. Jak więc oszacowano koszt licencji w Polsce? - Przyjęliśmy, że jest to koszt zakupu czterech płyt miesięcznie - wyjaśnia Bogusław Pluta.

    Gdyby te przepisy były naprawdę egzekwowane - zabiłyby kluby, zdecydowanie utrudniły start początkującym didżejom, którzy musieliby jeździć wszędzie z torbami pełnymi nagrań i ryzykować ich zniszczenie, a przede wszystkim rozwaliłyby zupełnie występy zachodnich gwiazd, bez których nasza scena byłaby po prostu przaśna i zacofana - irytuje się warszawski didżej. - ZPAV zakłada, że ta cała scena jest źródłem dużych pieniędzy, które trzeba kontrolować. A to wszystko jest często bardziej zabawą i wygląda dużo mniej oficjalnie. W wielu miejscach w ogóle nie podpisuje się żadnej umowy, gra się za tzw. bramkę. To jak tu mówić o jakichkolwiek licencjach za dwa tysiące? To jest po prostu nie do zrobienia przy obecnych stawkach i warunkach.

    Przewidzieć każdą sytuację, jaka może się wydarzyć w ciągu nocy, i wziąć płytę na każdą okazję nie jest łatwo. A płyty, wbrew pozorom, zajmują dużo miejsca - przyznaje inny klubowicz. - Nagranie utworów na komputer rozwiązuje ten problem. Ale polskie prawo nie pozwala zrobić tego bez wysokich opłat.

    Inny problem, związany z licencjami, naświetla w rozmowie z PAP szef DJ Promotion Piotr Gryglewicz. - Wedle informacji, które docierają do nas od naszych członków, licencja stała się ostatnio swego rodzaju zabezpieczeniem przed kontrolą. Okazuje się, że organy kontrolne nie wnikają, z czego się faktycznie odtwarza muzykę w klubach. Okazuje się, że dokonując zapłaty za licencję, można ominąć kwestię pochodzenia nagrań - irytuje się szef organizacji zrzeszającej polskich didżejów.

    Please publish modules in offcanvas position.